Dzień 21 + 22




  



W planach od samego początku: wyjście do Uptown. W praktyce pół dnia przesiedzone w domu i dopiero około 15.00 napływ motywacji do wyjścia na zewnątrz. Na dworze kolejny skok temperatur, tym razem o ok. 10 stopni, więc dzień wydawał się przyjemny. 

Social Security Number jest, pierwsze czeki też, dlatego z autobusu prosto do Bank of America założyć bezpłatne konto dla studentów. Na lewo trzy przeszklone pomieszczenia, na prawo 2 zupełnie inaczej wyglądające niż w Polsce bankomaty, po środku zaś przemiła kobieta zajmująca się każdym przybyłym gościem. Poprosiła mnie jedynie o imię i nazwisko, żeby za kilkanaście minut być wezwanym przez odpowiednią osobę, która się mną zajmie. Przeszliśmy do jednego z wspomnianych wcześniej przeszklonych pokoi i po 20 minutach miałem już otwarte konto i tymczasową kartę. 

Już na samym początku pobytu w Minneapolis i obserwowaniu miasta z perspektywy pasażera komunikacji miejskiej budynek, w którym znajduje się bank od razu rzucił mi się w oczy. Prosta, jednopiętrowa bryła z wysokimi przeszkleniami, wykończona drewnem i kontrastującym do witryn czerwonym szyldem. W tym samym budynku znajduje się również pizzeria, również z czerwonym napisem "Pizza" z wmontowanymi w nim ogromnymi żarówkami. Całościowo budynek naprawdę robi wrażenie, a pod żadnym względem nie jest skomplikowany. 

Drugim punktem dnia, zaraz po założeniu konta było odwiedzenie każdego możliwego lokalu w poszukiwaniu wolnych stanowisk pracy. Po doświadczeniach z wypełnianiem internetowych formularzy doszedłem do wniosku, że to może być równie dobra, jak nie lepsza, metoda. Zacząłem więc zaraz po sąsiedzku, czyli od pizzerii Giordano's. Okazało się, że akurat poszukują dwóch osób na stanowisko hosta i kasjera. Ba, na dodatek tego dnia do pracy przyszedł manager, który zdążył przeprowadzić ze mną szybką rozmowę (kwalifikacyjną?), kazał uzupełnić aplikację i poinformował, żebym spodziewał się w czwartek telefonu. Cóż, w bajki nie wierzę, dlatego na pizzerii moja wycieczka się nie skończyła. Wszedłem do 4 kawiarni, 1 herbaciarni, 1 restauracji i 1 sklepu, ale XXI wiek ma to do siebie, że nawet jeśli potrzebują kogoś w konkretnym miejscu, to i tak muszę złożyć aplikację przez internet. Ostatnim punktem był sklep "Kowalski's", który okazał się odpowiednikiem Almy w Polsce. Gotowa sałatka owocowa? $10. Przyprawa curry? $5. Chcąc nie chcąc kupiłem kilka produktów (w tym gotowe sushi, które akurat było tanie) i zapłaciłem $30. Z Uptown do domu zamiast autobusem, postanowiłem przejść się wolnym spacerem (8 km). Po drodze wszedłem jeszcze wrzucić coś na ząb do meksykańskiej knapjy "Salsa a la Salsa", gdzie zastanawiałem się pomiędzy "diabelskimi skrzydełkami z kurczaka" a przystawkę z fasolką szparagową. Jako, że nie miałem ochoty na ostre rzeczy, wybrałem przystawkę. Już po 2 gryzach oczy zaczęły zalewać się łzami - jak lubię ostre rzeczy, tak kuchnia meksykańska rządzi się swoimi prawami. Po popiciu szklanką wody, wszystko zaczęło smakować o niebo lepiej. 

Pogoda w ten dzień była idealna na przejście się po mieście, napotkani po drodze ludzie też wyglądali, jakby byli w lepszym niż zwykle humorze. Woda w jeziorze leniwie obijała się o naniesiony piasek, ludzie wypoczywali na trawie lub biegali wkoło zbiornika, a ja szedłem sobie całą drogę ze słuchawkami w uszach i kolejny raz obserwowałem wszystko, co dzieję się dookoła mnie.

Wczoraj w końcu udało mi się odzyskać telefon z odblokowanym dostępem do internetu. I tak jak przypuszczałem: konsultant zapomniał dodać pakietu do abonamentu, dlatego konieczna była trzecia wizyta w tym samym miejscu. 

*Na dzień dzisiejszy nie mam żadnych planów, od rana siedzę w domu, więc nie miałbym nawet co opisywać. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dzień 6

Dzień 2

Dzień 50 - 56