Dzień 11
Zdecydowanie jestem czarny. Po dzisiejszym dniu nie mam już wątpliwości. Znowu trafiłem do tego samego miejsca i znowu po 3h puścili prawie wszystkich oprócz mnie. Oczywiście, prawie za cholerę ich nie rozumiem, ale staram się też nie wypaść na idiotę i domyślać się o co im może chodzić. Prawdopodobnie to działa - Vicky nazwała by tą cechę "street smart". Jedno wiem na pewno, nie można narobić sobie wrogów od samego początku, a doświadczyłem dzisiaj sytuacji, w której ktoś wybrał takie wyjście. Wychodząc z pracy, szefowa kazała pokazać jednej ze swoich ziomalek, żeby pokazała mi tylne, szybsze wyjście. Wtedy mieliśmy chwilę do rozmowy, z której dowiedziałem się, że zdążyli mnie polubić i nazwała mnie "Nigga!". Tak, to ewidentny dowód na to, że jestem czarny.
Obserwując ludzi przy kasie dochodzę do jednego wniosku: wszyscy, co do jednego, są o wiele milsi niż Polacy. Tutaj nie jest problemem czekanie chwili dłużej na zamówienie - ten czas przeradza się w rozmowę o wszystkim: grze, pogodzie, podróżowaniu, jedzeniu... Nie jest też problemem, kiedy kasjer nie zrozumie pytania klienta - klient postara się powtórzyć je wyraźniej lub grzecznie poprosi o pomoc innego kasjera. Tutaj o dowód prosi się nawet 40-latków, bo wiek Amerykanów jest niesamowicie względny: 18-letni chłopak potrafi wyglądać na 30-letniego, a 40-letnia kobieta na dwudziestkę. I nikogo to nie dziwi, praktycznie każdy razem z pieniędzmi naszykowany ma dowód.
Zastanawia mnie tylko, czemu 18-letnia dziewczyna z Indii pracuje na stałe w miejscu, które podaje wieprzowinę, której z kolei ona się brzydzi i muszę ją wyręczać.
Przejeżdżając cała trasę w autobusie nie wszystkie miejsca są tak ładne, jak potrafię je opisywać. Oczywiście, że zdarzają się zaniedbane budynki, podejrzane uliczki czy bezdomny na każdym skrzyżowaniu. Jednak tutaj nawet mentalność bezdomnych jest inna niż w Polsce. Zdają sobie sprawę, że Stany to zmotoryzowany kraj, dlatego zamiast żebrać względem przechodniów, stoją na skrzyżowaniach z rożnymi tabliczkami na piersi: "Homeless, but not hopeless", "Will help with any work for food". Po prostu są zaradniejsi, kolejny raz pokazuje się amerykański "street smart".
PS. Siedzę w autobusie do domu, w którym pewien osobnik jest ogromnym miłośnikiem trawy. Droga przede mną długa, więc z autobusu pewnie wyjdę tak samo szczęśliwy, jak on.
Komentarze
Prześlij komentarz