Dzień 6
Szczęśliwie, że (moja) podświadomość potrafi działać 24 godziny na dobę. Obudziłem się dosyć wcześnie z wewnętrzna rozterką czy aby na pewno kładąc się spać ustawiłem sobie budzik do pracy - okazało się, że nie. Na szczęście do wyjścia miałem jeszcze sporo czasu, wiec zdążyłem nadrobić zaległe Polsko-Amerykańskie stosunki. Ba! Zdążyłem nawet zjeść zdrowe śniadanie i dokończyć nieskończony projekt wizytówek i logo. Niesamowitym jest fakt, ze w Stanach MOŻNA się zdrowo odżywiać. W zasadzie odżywianie wychodzi mi tu lepiej niż w Polsce. Porównując do ociekających tłuszczem hamburgerów, klusek serowych, frytek, litrów pepsi i do tego wszystkiego słoika majonezu, czyli rzeczy które na co dzień sprzedają się w Target Field to jestem polsko-amerykańską wersją Anny Lewandowskiej. Co najciekawsze, z dotychczas zjedzonych tutaj dań, najbardziej smakowała mi zwyczajna rukola polana gotowym dressingiem. Fakt, znając życie dressing mógł nie należeć do super natur...
Komentarze
Prześlij komentarz