Dzień 27 + 28 + 29
W zasadzie, to nie wiem czy powinienem zacząć od początku czy od najświeższych przeżyć:
Dzisiejszy dzień przejdzie do historii pt. "jak zarobić, żeby się nie narobić". Zaczynając od faktu, że pracowałem dzisiaj 4 godziny i obsłużyłem tylko 4 klientów. Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na przedostatnie zdjęcie. Z początku niemiłosierna duchota i całkowite zachmurzenie, które później przerodziło się w nawałnicę. Ludzi na stadionie (a przynajmniej na naszym piętrze) praktycznie 0, nawet nie zdążyliśmy dokładnie przygotować stanowiska, kiedy dostaliśmy polecenie opuszczenia rolet i czekania na dalsze informacje. Po godzinie przeglądania wszystkiego co tylko możliwe jest do przejrzenia na komórce polecenie odsłonięcia rolet, bo "najgorsze już za nami". Trochę nie pojmowałem tej decyzji, bo woda lała się strumieniami i nie wyobrażałem sobie jak mogłaby wyglądać gra na takiej murawie, ale nie mnie to oceniać. Po kolejnych 10 minutach stania i czekania na klientów w kieszeni zawibrował mi telefon, a tam taki komunikat: "Alarm w nagłych wypadkach - zagrożenie powodzią o 23:15". Nie tylko do mnie dotarła ta wiadomość, ale do wszystkich i to w jednym momencie. Wychodziło na to, że burza którą widzieliśmy, to dopiero zapowiedź. Tak też było. Kolejny raz dostaliśmy polecenia zasunięcia rolet i czekania na ewentualne pozwolenie wyjścia do domu wcześniej. Znowu siedzieliśmy i czekaliśmy godzinę nie wiedząc czy mamy zacząć sprzątać czy rozkładać wszystko od nowa. I tak minęły 4 godziny... W przeliczeniu na złotówki 150-160zł w takim czasie, to praca marzeń. Drugi przekręt jaki udało mi się załatwić, to odnalezienie 3 zaginionych w wypłacie dni. Tak jak kiedyś już opisywałem, dostałem pierwszą wypłatę (paycheck) bez pierwszych 3 dni, w których to nie miałem jeszcze wyrobionego odcisku palca, więc musiałem zapisywać się na karcie zmian, którą i tak ostatecznie zgubili. Udało im się odnaleźć 2 z 3 dni, w których pracowałem ok. 12h. Na karcie potwierdzającej liczbę przepracowanych godzin widniało z kolei 14h. Przecież nie będę się kłócić o dodany przez nich czas i pieniądze? Zrobiłem jeszcze małe zamieszanie z jednym, ostatnim zagubionym dniem. Koniec końców i jego udało im się znaleźć i dodali mi nawet 3h, co wychodzi na to, że łącznie dostałem od nich w gratisie 1 pełną dniówkę. Kto bogatemu zabroni?
Pozostając dalej w konwencji pracy powoli zacząłem żywić się tym śmieciowym jedzeniem. O ile w domu kupuję wszystko z napisem "zdrowe"/"organiczne" i tak w zasadzie się odżywiam, tak tutaj musiałbym głodować, żeby doczekać się na coś zdrowego. Szczególnie, że mam już okazję pójść do kuchni i wziąć sobie co tylko chcę, więc grzechem byłoby odmówić. Czasem zdarzają się mniej niezdrowe rzeczy i uda mi się wyrwać ze stoiska obok kawałek pizzy. Stołówka nie wygląda imponująco, ale na spokojnie można usiąść na kartonie, przejrzeć całe internety na telefonie i dolewać sobie co trochę syropo-napoju serwowanego w każdych możliwych fastfoodach.
No i nie wolno zapomnieć o wczorajszym święcie w Stanach, czyli słynnym "4th of July". Naprawdę miło patrzy się na ludzi, którzy tak bardzo utożsamiają się z własnym krajem. Flagi na każdym rogu, co druga osoba ubrana w niebiesko-biało-czerwony strój czy dzieciaki biegające ze świecącymi bransoletkami kupionymi na rozstawionych jarmarkach. Po południu ludzie rozkładają koce w parkach lub grillują z rodziną i znajomymi w domu. Wieczorem obowiązkowy pokaz fajerwerków. Dopiero po 20 minutach udało mi się znaleźć idealne miejsce do obserwowania pokazu. Ludzi wokół co nie miara... Jedno jest pewne, Minneapolski pokaz sztucznych ogni umywa się do święta smoków w Krakowie!
Komentarze
Prześlij komentarz