Dzień 24 + 25 +26
Cytując klasyka: "Czy dzieje się coś ciekawego? Nie. Nie dzieję się." Jeden dzień podobny do drugiego, a amerykańskie rzeczy coraz mniej zaczynają zadziwiać powoli stając się rutyną (o ile można powiedzieć tak o czymkolwiek po zaledwie 3 tygodniach). Dalej czuję się małym, zagubionym Polaczkiem wśród zgiełku Amerykanów i innych narodowości, ale już nie tak przestraszonym i zaskoczonym jak na samym początku.
Poszukiwania pracy dalej w tym samym miejscu jak były jeszcze kilka dni temu. CV rozesłane do kilku miejsc i oczekiwanie na jakikolwiek kontakt. Cały czas po cichu liczyłem na telefon z pizzerii, w której byłem w poniedziałek ok. 16.00, a o 17.00 ktoś próbował się ze mną skontaktować. Pech chciał, że w tym czasie mój telefon był trzeci raz w salonie AT&T i fizycznie nie miałem tego telefonu jak odebrać. W piątek poszedłem zapytać się osobiście o decyzję, ale zastałem zupełnie innego managera, który o całej sprawie nie miał pojęcia i zalecił mi cierpliwość. Przynajmniej po wyjściu z pizzerii miałem okazję przejść się prosto do pracy zwiedzając kolejny raz nowe miejsca.
Naprawdę żałuję, że praca w Target Field nie jest pracą na pełny etat. Przez te 2 dni zdążyłem się dowiedzieć 2 rzeczy o mnie: druga managerka (Moni) była zdziwiona, gdy zobaczyła mnie nalewającego piwo. Z początku pomyślałem, że po prostu nie chciała, żebym nalewał za kogoś piwo, ale po chwili okazało się, że od początku myślała, że jestem muzułmaninem. Rozbawiony zapytałem ją czy wyglądam jak muzułmanin, po czym wyraźnym wzrokiem sprawiła, że sam odpowiedziałem sobie na to pytanie. Drugim odkryciem był fakt, w którym cały skład zdążył się do mnie przekonać. Generalnie wszyscy pracujący na stałe w naszym teamie nie okazują większego zaangażowania w prace, co często zamienia się w lenistwo i robieniem wszystkiego na odczep się. Podczas sprzątania dostałem polecenie, żeby pomóc przy zmywaniu. Sytuacja wyglądała następująco:
Podchodzę do zlewu, przy którym stały 2 osoby.
- Potrzebujecie pomocy?
- A chcesz nam pomóc?
- W zasadzie to nie, ale dostałem takie polecenie, więc mogę się z kimś zamienić.
Dowiedziałem się, że to był ten moment, w którym poznały się na mnie i zaakceptowały w całości. Koniec końców sytuacja skończyła się tak, że bez pomagania komukolwiek zostałem puszczony do domu.
Od kilku dni zastanawiam się nad realną(?) opcją przedłużenia pobytu o 2 lata, licząc od następnych wakacji, ale wszystko to jest na tyle odległe, że nie staram się zaprzątać (póki co) tym głowy.
Komentarze
Prześlij komentarz