Dzień 32
Cóż, opiłem się wczoraj dwoma piwami. Jest mi wstyd. Ale, wyhaczyłem w karcie polski akcent! Czułem się jak kosmita czekając na autobus o 3 w nocy. W Minneapolis (Stanach) praktycznie nikt nie korzysta z autobusu, po kilku drinkach/piwach ludzie wsiadają w samochód (czyt: w USA ustanowiony jest wyższe dopuszczalne stężenie alkoholu dla kierowców) lub zamawiają ubera. Przejeżdżający obok mnie ludzie albo mieli niezły ubaw, albo myśleli żeby mnie przygarnąć (ewentualnie dać kilka dolarów na schronienie, bo pewnie jestem bezdomnym).
Kolejna atrakcja wolnego dnia: kino. To co zauważyłem w Minneapolis, to fakt, że nie istnieje (tutaj) monopol taki jak w Polsce między Multikinem a Cinema City. W mieście roi się od lokalnych kin bez nazwy z białymi, staroświeckimi szyldami nad wejściem co aktualnie jest w repertuarze. Na pewno istnieją większe spółki i prawdopodobnie jedną z takich spółek wybrałem (AMC), ale nie jest to tak samo odczuwalne. Pierwsze wrażenie po rozpoczęciu seansu? Filmy 3D ssą. Po chwili jednak zorientowałem się, że to nie wina filmu, a moich okularów. Wymieniłem je na nowe (jednorazowe, jeszcze w opakowaniu) i zobaczyłem to co chciałem zobaczyć. Takie kino 3D ma dla mnie sens. A myślałem, że nigdy się do niego nie przekonam... To nie była jedynie zasługa filmu, bo nawet reklamy 3D zrobiły już na mnie ogromne wrażenie.
Zaraz po kinie czas na kolejną rozmowę kwalifikacyjną. Tym razem w galerianym fastfoodzie na południu Minneapolis, na którą byłem umówiony po wstępnej rozmowie z managerem dzień wcześniej. No tak niesamowicie spławiony to jeszcze nie byłem. Nie dość, że miałem ją zaplanowaną na 14:00, czyli cały dzień musiałem dostosować do tego jednego momentu, to okazało się, że akurat w tym dniu główny kierownik postanowił zrobić wizytację, więc o rozmowie kwalifikacyjnej nie było nawet mowy. Zostałem przeproszony i poproszony o przyjście jutro, ale chyba grzecznie podziękuję...
Zaraz po tym, kolejny punkt w harmonogramie, czyli wizyta u innej Polki (Moniki) i pomoc w składaniu mebli do pokoju jej dzieci. Łóżko, łózko, komoda, komoda, szafka. W ciągu 6h zdążyłem zrobić tylko 2/5. Jutro czas na pozostałą część. Mimo wszystko, dzięki kolejnej znajomości nawiązanej z Polakami w Minneapolis, udało mi się znaleźć drugą pracę... Ale nic nie jest jeszcze pewne.
Na pożegnanie, jak na typowego Polaka przystało po robocie dostałem 2 piwa (z czego jedno Polskie!).
Komentarze
Prześlij komentarz