Dzień 13-15
Następne dni zmieniły się w system 0-1 i nie przypominały w niczym początkowej sielanki: praca-mieszkanie, praca-mieszkanie, praca-mieszkanie. Wyjście z domu, jazda autobusem, 6h w pierwszej pracy, godzina przerwy która wystarczała na przetransportowanie się z jednego punktu do drugiego, 6h w Target Field i powroty do mieszkania przed dwunastą w nocy. Już więcej nie mogłem narzekać na posiadanie zbyt dużej ilości wolnego czasu. Czas w mieszkaniu starczał mi na zrobienie śniadania rano i prysznic w nocy. Bez włączania komputera, bez rozmów, bez siły na cokolwiek innego. Jedynie godzina spędzona w autobusie pozwalała mi na założenie słuchawek i zagłębienie się w książkę Mastertona, którą zacząłem czytać jeszcze w samolocie. Na szczęście nie potrzebowałem tygodni aklimatyzacji, żeby poczuć się swobodnie na obu stanowiskach. Nie musiałem stresować się szukaniem dodatkowej pracy, jak było to jeszcze równy rok temu, nie musiałem też przejmować się codziennie to nowym stanowiskiem i obowiązkami na Target Field. Zarówno Southdale jak i Target wydawały się o wiele przystępniejsze - im więcej czasu w nich spędzam, tym mniej realne wydaje się fakt, że za ponad dwa miesiące będę musiał wrócić do tego prawdziwego-realnego świata. Ciągle nowo poznawani ludzie czy znajomi, z którymi dogadywałem się już bez żadnego problemu jeszcze bardziej utwierdzają mnie w tym, że mógłbym tu należeć. Tylko ten upał...
Komentarze
Prześlij komentarz