Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2016

Dzień 50 - 56

Obraz
"Ze skrajności w skrajność" to dobre określenie na to co dzieje się w Minneapolis. Ulewa i chłód lub skwar i brak tlenu za oknem. Niesamowicie dobry humor i pech do kwadratu. Całe wieki wolnego czasu i tydzień, który w praktyce wydaj się trwać 2 dni.  Praca na Target Field to praca w niepełnym wymiarze godzin w pełnym znaczeniu tego słowa. Nie dość, że nigdy nie wiadomo ile trwać będzie poszczególna dniówka, to na dodatek od jakiegoś czasu harmonogram ustalony jest na 7 dni pracujących i 7 dni wolnych, 7 dni pracujących i 7 wolnych... Ten tydzień należał do tych bardziej czasochłonnych, co w połączeniu z drugą pracą nie dawało praktycznie żadnego czasu wolnego. Ale wyłamując się z typowego stereotypu Polaka, nie mam na co narzekać...  Jako, że Target Field zmusza mnie do sprzedawania typowo amerykańsko-śmieciowego jedzenia, tak w drugiej pracy robię od podstaw i sprzedaję typowo europejskie przekąski (czyt...

Dzień 47 - 49

Obraz
Wydarzeniem tygodnia na pewno była wizyta w sklepie z europejską żywnością. Najważniejszą rzeczą, której szukałem (i dzięki Bogu udało mi się znaleźć) to polski chleb. Nigdy nie sądziłem, że zatęsknię za tym smakiem, jako że w Polsce bardzo sporadycznie jadam coś innego poza bułkami. Tutejsze pieczywo to połączenie trocin, zapychacza i cukru. Smakiem z kolei przypominają niedorobioną chałkę. Ów europejski sklep to połączenie 3 produktów sprowadzanych z 4 krajów: Polski, Ukrainy, Rosji i USA. Gdybym miał większą zamrażarkę, kupiłbym wszystkie możliwe mrożonki pamiętając przede wszystkim o pierogach. To właśnie pierogi produkowane są w Stanach, ale mają "polish quality" i muszę przyznać, że nie smakują źle. Padłbym ze śmiechu, gdybym znalazł ogórki, przy których w tamtym roku tak skrupulatnie pracowałem. Na szczęście nie dane mi było znaleźć tej firmy wśród miliona etykiet na pułkach. Były również typowo wschodnie produkty, o których istnienia nawet nie ...

Dzień 43 - 46

Obraz
Miałem się nie denerwować ponownie i oszczędzić sobie pisania niektórych wydarzeń z tego tygodnia na blogu, ale do tego czasu zdążyłem już ochłonąć. Wtorek to kolejny dzień malowania u państwa snobów. Tym razem za cel wzięte zostały drzwi, a konkretnie cały korytarz z 12 drzwiami. Oczywiście, już na wstępie zostało mi zakomunikowane, że im szybciej się wyrobię tym lepiej, ale pamiętając o tym, jak wszystko musi być perfekcyjnie wykończone. Baa... nawet zasugerowali mi, że najlepiej byłoby wyrobić się ze wszystkim w przeciągu dnia/dwóch. Szkoda tylko, że pomalowanie jednych drzwi, z obklejeniem wszystkiego (dokładnie!) z uwzględnieniem ewentualnych poprawek i obmalowaniem każdego zakątka zajmowało średnio 2,5h. Na szczęście zawsze mam przy sobie przenośny wehikuł czasu, żeby wyrobić się ze wszystkimi projektami tak jak życzy sobie pracodawca. Po pomalowaniu 3 drzwi i podczas nieobecności p. Asi, wszystko było w porządku - nawet żartowałem z p. Tomkiem, że otwor...

Dzień 42

Obraz
Świadomość bycia biednym nie pomaga przy wyjściu na zakupy. W planach miałem kupienie sobie nowych butów, gdyż jedna para, którą przywiozłem do Stanów okazuje się nie wytrzymywać presji sprzątania kuchni pełnej oleju i innego fastfoodowego syfu, przyjmowania na siebie kurzu i starej farby ze szlifowania i wchłaniania farby po malowaniu perfekcyjnych pomieszczeń. Nie wiem czy smutniejsze jest to, że praktycznie nie spodobały mi się żadne buty, czy fakt że kupiłem takie za $10. W każdym razie, gdybym miał kwotę, którą postanowiłem sobie odłożyć już na początku wyjazdu czułbym się na pewno swobodniej. W tym momencie priorytetem jest zarabianie, a w późniejszych terminach względne wydawanie. Trzy potencjalnie interesujące mnie rzeczy okazują się być naprawdę tanie w Stanach: żywność, odzież i elektronika. Odzież szczególnie wydaje się być tania, ze względu na brak podatku. Mall of America (czyli "galeria", do której się wybrałem) jest ...

Dzień 37 - 41

Obraz
Tak wiem, zaniedbałem się... Ale ten tydzień należał do jednych z najaktywniejszych i mogę stwierdzić, że nawet pomimo lekkiego stanu załamania w pewnym momencie, był to jeden z lepszych tygodni w ogóle.  Anyway:  Większość czasu w przeciągu tych 5 dni spędziłem na malowaniu, czyli czynności która obowiązkowo musi gościć w harmonogramie moich wakacji. Pierwszy raz za to maluję dom warty milion dolarów. Już sama świadomość wywiera na mnie ogromną presję. Kolejnym powodem do stresu jest fakt, że właścicielami tej posiadłości są polscy profesorzy (historii sztuki i nauk politycznych). Jedna z tych dziedzin, łatwo domyślić się która, nie jest pomocna przy malowaniu, ale o tym za chwilę... Przygodę z malowaniem zacząłem od pokoju gościnnego. Na samym początku przygotowanych miałem tyle nowych narzędzi i przyborów ile tylko oferują amerykańskie sklepy. Pokój sam w sobie jest dość sporawy, nie dość że ma ok. 30m2 to na dodatek dużo załamań i wnęk. Samo obk...

Dzień 36

Obraz
Tyle w temacie urodzin: ośmiorniczki i deser na koszt firmy!

Dzień 34 + 35

Obraz
Naprawdę lubię poznawać nowych ludzi. W Polsce nie odważyłbym się spotykać z nieznajomymi praktycznie w każdej nadarzającej się okazji: na piwo, na sushi czy na spacer dookoła jeziora... Wydaje mi się, że w większości ćwiczę swoją otwartość niż język. Wszyscy bez wyjątku są tutaj tak niesamowicie mili, że dalej po miesiącu nie mogę się temu nadziwić. Co więcej, wpadki językowe i akcent uważają, jako "urocze" i zachęcają samym w sobie do opowiedzenia o kraju, z którego się przyjechało.  W pracy z Afroamerykanami (chcąc być poprawnym politycznie) czuję się jak typowy Kali, który kompletnie nie wie co do niego się mówi, nie wspominając o zakomunikowaniu czegokolwiek, coś na zasadzie "Ja nie mieć wystarczająco kiełbasa". A i tak zapytają mnie, żebym powtórzył kilka razy, bo nie rozumieją co do nich mówię. W drugą stronę działa to dokładnie na tej samej zasadzie - muszę pytać się po kilka razy, żeby zrozumieć co mam zrobić lub czego brakuje. Tam mo...