Dzień 5
Jedynym planowym punktem tego dnia było wyjście do Target Field i podpisanie ichniejszych dokumentów. Poza tym brak jakichkolwiek chęci do wstania z łóżka, a przynajmniej z kanapy z widokiem na bezchmurne niebo. Podobnie było ze znalezieniem motywacji do zrobienia sobie śniadania, szczególnie że powoli nie mogę narzekać na brak składników w lodówce, w której dawniej była tylko woda, napoje i masło. Standardowo wybór jednak padł na gofry z bitą śmietaną i owocami, które prawdopodobnie nie znudzą mi się, aż nie dostanę cukrzycy. Dział HR przyjmował nowych pracowników od poniedziałku do piątku od 10.00 do 14.00. Mail z początku czerwca mówił o stawieniu się w pracy pierwszego dnia roboczego po przylocie, co u mnie “przez przypadek” przeciągnęło się aż do trzeciego. Nieprzejęty tym wszystkim wyruszyłem w stronę Targetu po 12, przechodząc przez wiecznie remontowane Nicollet Avenue, a później w stronę stadionu czując rozpoznawalny z daleka zapach karmelizowanego popcornu dochodzący z jednego z pobliskich sklepów. Kolejny raz ogarnęła mnie ta pewność siebie i satysfakcja, dzięki której nie czułem żadnego powodu do stresu. Co prawda widok stadionu, na którym mam pracować przez kolejne 3 miesiące był lekko dołujący, ale to co było chwilę potem naładowało mi akumulator na cały tydzień do przodu. Wchodząc do pokoju nie spodziewałem się żadnych niespodzianek. Wiedziałem, że muszę wypełnić dokumenty, prawdopodobnie będę musiał znowu przejść drug test i zostanę poinformowany o obowiązkowym szkoleniu. W momencie kiedy się przedstawiłem i zacząłem moje wyjaśnienia po co przyszedłem z jednego z boxów wyszła kobieta, którą od razu rozpoznałem. Powodem do wstydu jest jednak fakt, że do tej pory nie pamiętam jej imienia, ale podszedłem do niej, uściskałem ją i zaczęliśmy rozmawiać wyjaśniając, dlaczego wróciłem. Wyjątkowo nie jest ona jednym z fizycznych pracowników Target Field, z którymi miałem do czynienia na co dzień, ale jest jedną z osób z działu kadr. Miałem przyjemność poznać się z nią podczas Volunteer Day, gdzie rozmawialiśmy jakbyśmy się znali już od dłuższego czasu. Rozmawialiśmy dość głośno, wymieniając się historiami albo śmiejąc się co chwilę przez co zrobiliśmy małe zamieszanie. Podeszła, więc do nas druga z pracowniczek HR, którą również kojarzyłem z ubiegłego roku, a która też kojarzyła mnie. Uścisk na powitanie obowiązkowy, chwila small talku też, dlaczego więc nie zrobić sobie zdjęcia, skoro tak dobrze nam się ze sobą przebywało? Nawet w tej chwili patrząc na ten obrazek potrafię się w kilka sekund naładować dobrą energią, przemiłe kobiety. Na nich się nie skończyło, bo robiąc jeszcze większe zamieszanie podeszła do nas manager całego działu, a z którą wymieniałem maile w celu uzupełnienia wszystkich potrzebnych danych personalnych. Powoli zacząłem mieć wątpliwości na ile wszyscy mnie kojarzą, a na ile to zwykła ściema, ale najwidoczniej Marie (jedyna osoba, której imię pamiętałem) również zapamiętała mnie z ubiegłego roku, przytaczając kilka szczegółów z naszych rozmów. Z tego wszystkiego pół żartem pół serio zaproponowałem, żeby powiesili mi pamiątkowy portret jedynego Polaka pracującego w Target Field, a przy okazji jednego z nielicznych studentów, którzy przyjechali drugi raz w to samo miejsce. Koniec końców ominął mnie drug test, a cały plik dokumentów dostałem do domu, żeby nie siedzieć i nie tracić czasu, kiedy mogę przyjść z tym w poniedziałek i znowu się z nimi zobaczyć. Wychodząc ze stadionu z bananem na twarzy postanowiłem pojechać prosto do Uptown założyć konto bankowe, żeby szastać moimi dolarami na prawo i lewo, bez martwienia się o noszenie ze sobą gotówki. To zadanie też było prostsze niż w zeszłym roku, bo kierowałem się do tego samego banku i wiedziałem też, że Bank of America znajduje się w Waszyngtonie, więc będę mógł bez problemu zamknąć konto ostatniego dnia w Stanach. Nie jestem przekonany, że rozumiem wszystkie procedury różniące bankowość w Polsce i w Stanach, ale wystarczyła mi karta debetowa bez żadnych fajerwerków i dodatkowych opcji oferowanych przez bank. Po wizycie w banku przyszedł czas na kolejne zakupy w Target Center. Po przyjściu z zakupami do mieszkania - czas na inwentaryzację szafek. Obyło się jednak bez potrzeby gotowania kolejnego obiadu - spaghetti, sałatka, chipsy z dipem serowym i m&m’s wystarczyły na zaspokojenie głodu tego wieczoru.
Komentarze
Prześlij komentarz