Dzień 3
Niedzielny poranek, śniadanie musiało więc być po Bożemu! Z tej okazji Filip postanowił iść na zakupy po jajka, bekon, gofry, bitą śmietanę i owoce. Do tej pory nie mogę przeboleć, że jeszcze tylu produktów nie ma w Polsce… Gofry gotowe w 2 minuty po wyjęciu z tostera to odkrycie na miarę druku. Śniadanie zjedzone, pochwały zebrane, czas na dokończenie własnych spraw, chwilę rozmowy i pożegnanie numer 2. Tym razem nawet nie staraliśmy przekonywać Scotta do zostania, bo obydwaj dobrze wiedzieliśmy, że w poniedziałek musi już być na miejscu w Bostonie, przewodząc Google’owemu spotkaniu. Tego dnia i ja zrezygnowałem z podróży na lotnisko, zostawiając go pod opieką kierowcy Ubera. Zdawałem sobie również sprawę z tego, że Joe dalej nie skończył swojego projektu do pracy, dlatego uzgodniliśmy 3-godzinny czas własny, po którym mieliśmy ruszyć (znowu) w stronę parku, a później pierwszy raz od mojego przyjazdu do Uptown na Food Truck Festival. Sam festiwal w Uptown nie był na tyle przyciągający, żebym chciał za wszelką cenę go odwiedzić. Była tam jednak Karl, czyli kobieta która przeprowadzała ze mną rozmowę kwalifikacyjną do wyjazdu w ramach programu work&travel, a której obiecałem, że spotkam się z nią tego dnia. Jeszcze na początku wiosny dowiedziałem się od niej, że też jest dawną studentką work&travel, z dość nietypową historią - tego samego roku, którego przyleciała do Stanów wyszła za mąż i została na miejscu. Tak jak mogłem się spodziewać, cała ulica ciągnąc się na obszarze kilkuset metrów była przepełniona ludźmi na tyle, że ciężko było znaleźć drogę do przejścia. A pech chciał, że Karl stała dokładnie po drugiej stronie festiwalu, przeciskania więc było dość sporo. W końcu przy scenie z DJ-em zobaczyliśmy niziutką, ale ładną idącą w naszą stronę kobietę. Po grzeczniościowej wymianie komplementów, dowiedziałem się, że w tym roku do Minnesoty przyleciało 300 studentów i podobno tylko ze mną nie było problemów (ta, akurat). Tak czy siak spotkanie było całkiem miłe, zrobiliśmy sobie razem zdjęcie, dogadaliśmy na następny raz i poszliśmy szukać miejsca na obiad. Kolejki do każdego z food trucków ciągnęły się w nieskończoność, dlatego postawiliśmy na oddaloną o kilometr indyjską knajpę, w której byliśmy rok temu. Obżarci chicken tikka masalą wróciliśmy do mieszkania, a każdy resztę dnia spędził przy swoim pudle z monitorem przed oczami.
Komentarze
Prześlij komentarz