Dzień 4









Poniedziałek - czas więc zacząć normalny tryb życia (a przynajmniej taki, który zbliżony jest do regularnego, kiedy to wszyscy są w pracy, a ja dalej mam kilka dni wolnego). Głównym punktem dnia miała być wizyta u Korsaków, czyli przekochanej polskiej rodziny u której mieszkałem w zeszłym roku.  Początkowo całe to spotkanie miało być jedną wielką niespodzianką, kiedy to znając ich adres pojawiam się pod drzwiami i bez żadnego wcześniejszego uprzedzenia przychodzę na kawę. Z tego też względu starałem się utrzymać w tajemnicy mój przyjazd do Stanów nie ogłaszając się z tym na żadnym z portali społecznościowych. Mimo wszystko niedzielne przemyślenia dały mi do myślenia, że takie rozwiązanie mogłoby być co najmniej niegrzeczne lub nietaktowne. Postanowiłem więc skontaktować się z panią Wiesią na instagramie i zapytać, o wolny termin na kawę. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać, bo już po 5 minutach dostałem zaproszenie na poniedziałkowe śniadanie do domu. Spacerując tego dnia przez Loring Park w stronę przystanku autobusowego przypomniałem sobie moją pierwszą podróż autobusem po Minneapolis, kiedy to zepsułem kasownik wkładając kartę w miejsce przeznaczone na banknoty, wysiadłem na złym przystanku i zgubiłem się w Uptown nadrabiając ponad 3 km drogi idąc do Target Field. Oczywiście i tym razem moja pierwsza podróż autobusem nie obyła się bez przygód, ale tym razem żadna z nich nie była spowodowana przeze mnie (no, może poza faktem, że wyszedłem za późno w stronę przystanku). Kierowca autobusy przekonany był, że zamiast prowadzić linię numer sześć siedzi właśnie w czwórce, kierującej się na Lyndale. Nie zajęło mu to jednak długo, żeby zorientować się, że coś jest nie tak, przeprosić pasażerów siedzących w autobusie i zawrócić w stronę pierwotnej trasy. Wiedziałem już, że spóźnię się na umówione o 10.00 śniadanie, nie wiedziałem tylko jak bardzo. Główna stacja przesiadkowa w Uptown okazała się miejscem, w którym kończyła się zmiana jednego kierowcy, a zaczynała zmiana drugiego. Cała procedura rozmowy, spakowania i rozpakowania swoich gratów i wyruszenia dodała nam dodatkowych kilka minut opóźnienia, które przedłużyło się po kilku minutach postoju ze względu na źle ustawione lusterka nieprzystosowane do wzrostu nowego kierowcy. W końcu dotarłem na skrzyżowanie 58. i Xerxes Ave, żeby poczuć się dokładnie jak rok temu otoczony jednorodzinnymi domami z zielonymi, równo przystrzyżonymi trawnikami i wysokimi drzewami dającymi cień spacerującym po chodniku ludziom. Z daleka też wiedziałem do którego z budynków powinienem się kierować - wysoki, dwupiętrowy, z białym sidingiem i strzelistym dachem. Po chwili oczekiwania drzwi otworzyła mi pani Wiesia, z którą po chwili wymianie przeogromnego uśmiechu uściskałem się w hallu. Zaraz po tym wchodząc za nią do kuchni wręczyłem jej pamiątki, które przywiozłem całą drogę z Polski - kubki z malowanymi łowickimi wzorami i takie same podkładki pod nie. Na pytanie czy podobał jej się prezent odpowiem tylko tyle, że po 3 sekundach była w nim już kawa i odpowiednio dobrane kolorowe naczynia. Przy stole ze śniadaniem nadszedł czas na wymianę wszystkiego co wydarzyło się od października do czerwca. Siedząc i rozmawiając tak, mógłbym przysiąc, że dalej mieszkam w tym samym budynku, a to śniadanie jest jednym z wielu śniadań z nimi. Tak samo wspólnie jak w ubiegłym roku poszliśmy spacerem nad Minnehaha Creek wykorzystując przyjemną pogodę na zewnątrz, po której znowu wróciliśmy do mieszkania, do którego po krótkiej chwili wrócił też pan Bernard. W międzyczasie okazało się, że pokój w którym mieszkałem robi od tygodnia za graciarnię ze względu na kilkumiesięczną przeprowadzkę ich syna z powrotem do rodziców. Dowiedziałem się również, że wszyscy Polacy, z którymi miałem styczność w Minneapolis dowiedzieli się już o moim powrocie do Stanów i w miarę możliwości chcieliby się ze mną spotkać zapraszając na obiad lub grilla, co jest strasznie miłym uczuciem. Po 3 godzinach rozmów z Korsakami podziękowałem za gościnę i zacząłem kierować się do Southdale podpisać umowę o pracę. Kolejny raz udało mi się wykorzystać sytuację, bo w tę samą stronę zmierzała p. Wiesia, więc mogłem przypomnieć sobie jak pełna wrażeń może być przejażdżka z nią jako kierowcą. Podczas uzupełniania całej papierologii George (szef) poinformował mnie, że obecnie będę drugim pracownikiem z najdłuższym stażem, z racji tego, że w tym tygodniu dwóch stałych pracowników złożyło rezygnację, na co nie do końca wiedziałem jak zareagować. Więcej obowiązków? Więcej zmian? Lepsza pensja? Najbliższa zmiana w sobotę… Mam jedynie nadzieję, że George nie oczekuje iż pamiętam wszystkie procedury i czynności i znowu będzie czekał mnie trening podczas pierwszego dnia. Następnie autobusem do mieszkania (już bez żadnych przygód po drodzę), żeby na koniec dnia zrobić generalne zakupy w Target Center. Remonty weszły na nowy poziom problematyczności, bo występowały już nie tylko na zewnątrz, ale również i wewnątrz. Tak czy siak odnalezienie się we wszystkich dostępnych w Stanach produktach trochę mi zajęło, tym bardziej że w mieszkaniu nie było większości z podstawowych produktów jak jogurt, śmietana, ser, papryka/czosnek w proszku, cebula czy jakiekolwiek inne warzywa i owoce. Ambicje były duże a siatki pełne zakupów, niestety dzień i tak skończył się na gotowym spaghetti i chipsach...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dzień 6

Dzień 2

Dzień 50 - 56