Dzień 81 - 86


Zdjęcie smutne, ale prawdziwe. Jeszcze smutniejszy był mój tydzień. Poprzednią notkę skończyłem w momencie, kiedy zaczynało drapać mnie w gardle. Cóż, przeziębienie i tyle... dojdzie katar, a z nią masa zużytych chusteczek, ale przejdzie niezauważone w przeciągu kilku dni. Bardziej mylić się nie mogłem. Jeszcze tego dnia wsiadłem w autobus i wyruszyłem na stadion z coraz większymi obawami. Na stadionie, żeby chronić gardło przed jeszcze większym wysiłkiem udałem, że mam zapalenie strun głosowych, mówiąc wszystkim na około zachrypniętym głosem, że dzisiaj dla Was pracuję bez używania głosu. Nie spodziewałem się jednak, że będę czuł się na tyle źle, żeby nawet nie wytrzymać kilku godzin w pracy i wyjść wspólnie ze wszystkimi do domu. Dwie godziny to był mój limit. Wsiadłem do autobusu ledwo trzymając się na nogach, wszedłem do domu i położyłem się na łóżku przypominając zombie.

Nie będę opisywał 3 dni agonii (anginy ropnej, której w porównaniu do anginy, nigdy nie miałem) w szczegółach, jedynym znaczącym faktem było tak bardzo spuchnięte (gardło) migdałki, że musiałem przekonywać się bardzo długi czas, żeby przełknąć mały łyk wody. Marzenie masochisty. Ten fakt spowodował też, że nawet przez myśl nie przychodziło mi, żeby cokolwiek zjeść. Kisiel, galaretka, budyń? Równie dobrze mogłem gryźć kamienie. Z tego powodu nie wiedziałem czy dalej jestem chory czy po prostu jestem tak słaby, bo nic nie jadłem.

Tak czy siak, czuję się już lepiej, ale antybiotyk dalej łykam. Do pełni sił mi daleko, a praca mnie potrzebowała. A propo pracy... Podczas rozmowy rekrutacyjnej niechętnie wspominałem o fakcie, że w Stanach zamierzam zostać tylko przez jakiś czas. Podczas rozmowy o posadę, którą udało mi się zdobyć powiedziałem jasno i wyraźnie: "Chciałbym bardzo! Wszystko jednak zależy od stypendium, o które złożyłem wniosek, trzeba więc trzymać kciuki!". Zatrudnił mnie? Zatrudnił. Poza tym to pytanie było jednym z wielu, a patrząc po stawce jaką oferuje rotację pracowników musi mieć dużą, więc myślę, że był przygotowany, że mogę coś kręcić. Minął ponad miesiąc, czas powoli brać nogi za pas, a George (szef) wyjeżdża z tekstem typu: "Nie modlę się często. Jeśli już to robię to modlę się za moją zmarłą mamę. Wczoraj przypomniałem sobie, że zbliża się termin kiedy otrzymasz wyniki dotyczące stypendium, a według mnie nikt nie zasługuje na nie bardziej niż Ty, biorąc pod uwagę jak bardzo jesteś pracowity i jak bardzo zdążyłem Cię polubić w przeciągu tego miesiąca." I teraz pytanie? Gra na emocjach czy kolejny dowód jak Amerykanie potrafią być życzliwi. Jaka nie byłaby prawda, ja poczułem się jak ostatni dupek wiedząc, że za kilka dni wymyślę kłamstwo o mailu z informacją o nieprzyznaniu stypendium, po którym poinformuję o konieczności powrotu do Polski i zwolnienia się z pracy. "Ten" dzień wypada jutro.

Pozostając w konwencji preclowej pracy, kilka luźnych spostrzeżeń:
- Nie będziemy zaskoczeni, jeśli Azjata będzie mówił łamanym angielskim, z góry widać, że nie jest Amerykaninem (choć może być). Podchodząc do Filipa, który wyglądem nie różni się od typowego Amerykanina, po twarzach klientów którzy usłyszeli akcent często widać całą paletę emocji:  
  1. zaciekawienie, kiedy ludzie pytają się mnie o pochodzenie,
  2. duuuże zaciekawienie, kiedy zostają i wypytują o szczegóły na temat Europy/Polski,
  3. irytację, kiedy nie rozumieją co do nich mamroczę
  4. lekką drwinę, kiedy grupka szepcze sobie do ucha po usłyszeniu nienaturalnego akcentu,
  5. obojętność, która na szczęście przeważa.
- Amerykanie mają o wieeeele więcej dzieci niż Europejczycy, a po galeriach latają ich całe chmary
- Mimo wszystko galerie są o wieele bardziej opustoszałe niż te Europejskie
- Ciężko znaleźć w galerii sklep z żywnością czy drogerię, to najczęściej trzy oddzielne rzeczy
(dygresja: ciężko jednak znaleźć mały spożywczak typu Żabka czy Fresh. Tylko (hiper)markety)
- Muzułmanki to połowa klientów galerii, którzy wędrują od Starbucksa po Caribou przez Victoria Secret. Co ciekawe, wychodzą ostatni czasem później niż ja po zamknięciu galerii.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dzień 6

Dzień 2

Dzień 50 - 56