Szczęśliwie, że (moja) podświadomość potrafi działać 24 godziny na dobę. Obudziłem się dosyć wcześnie z wewnętrzna rozterką czy aby na pewno kładąc się spać ustawiłem sobie budzik do pracy - okazało się, że nie. Na szczęście do wyjścia miałem jeszcze sporo czasu, wiec zdążyłem nadrobić zaległe Polsko-Amerykańskie stosunki. Ba! Zdążyłem nawet zjeść zdrowe śniadanie i dokończyć nieskończony projekt wizytówek i logo. Niesamowitym jest fakt, ze w Stanach MOŻNA się zdrowo odżywiać. W zasadzie odżywianie wychodzi mi tu lepiej niż w Polsce. Porównując do ociekających tłuszczem hamburgerów, klusek serowych, frytek, litrów pepsi i do tego wszystkiego słoika majonezu, czyli rzeczy które na co dzień sprzedają się w Target Field to jestem polsko-amerykańską wersją Anny Lewandowskiej. Co najciekawsze, z dotychczas zjedzonych tutaj dań, najbardziej smakowała mi zwyczajna rukola polana gotowym dressingiem. Fakt, znając życie dressing mógł nie należeć do super natur...
Uczucie opisujące drugi dzień jest tylko jedno: przytłoczenie. Zdaję sobie sprawę, że mogłem się spodziewać tego od początku i prawdopodobnie wszystko jest kwestią czasu, ale mimo wszystko czuję się po prostu mały i zagubiony. Pierwszy dzień przetrzymałem jak najdłużej mogłem i poszedłem spać o 20. Wstałem po 10 godzinach. We znaki powinien się dawać słynny jet lag, a czułem się dostatecznie wyspany na cały dzień przygód, o których jeszcze nie wiedziałem. Na śniadanie jedyna jadalna rzecz, którą przywiozłem ze sobą do Stanów, czyli muffinka z Amsterdamu. Po nim miałem jeszcze trochę czasu na zaplanowanie podróży do centrum. Sprawdziłem najbliższy autobus, od p. Wiesławy dostałem 10-przejazdowy bilet, zrzuciłem sobie kilka screenów z mapą na komórkę i wyruszyłem przed siebie. Wiedziałem, że ciężko będzie złapać po drodze jakiekolwiek WiFi, a używanie internetu posiadając jeszcze polską kartę sim oznaczałoby, że mam za dużo pieniędzy – dlatego chciałem ubez...
"Ze skrajności w skrajność" to dobre określenie na to co dzieje się w Minneapolis. Ulewa i chłód lub skwar i brak tlenu za oknem. Niesamowicie dobry humor i pech do kwadratu. Całe wieki wolnego czasu i tydzień, który w praktyce wydaj się trwać 2 dni. Praca na Target Field to praca w niepełnym wymiarze godzin w pełnym znaczeniu tego słowa. Nie dość, że nigdy nie wiadomo ile trwać będzie poszczególna dniówka, to na dodatek od jakiegoś czasu harmonogram ustalony jest na 7 dni pracujących i 7 dni wolnych, 7 dni pracujących i 7 wolnych... Ten tydzień należał do tych bardziej czasochłonnych, co w połączeniu z drugą pracą nie dawało praktycznie żadnego czasu wolnego. Ale wyłamując się z typowego stereotypu Polaka, nie mam na co narzekać... Jako, że Target Field zmusza mnie do sprzedawania typowo amerykańsko-śmieciowego jedzenia, tak w drugiej pracy robię od podstaw i sprzedaję typowo europejskie przekąski (czyt...
Komentarze
Prześlij komentarz