Dzień 57 - 60










W teorii właśnie mijają 2 miesiące mojego pobytu w Stanach. Czy w przeciągu tego czasu cokolwiek się zmieniło? Chyba szybciej byłoby wymienić co zostało po staremu, a przede mną jeszcze 1,5 miesiąca życia 7500 km poza domem...

Nawet dzisiaj miałem okazję opowiedzieć moje pierwsze kroki w Stanach, kiedy to zaraz po wylądowaniu w twarz buchnął mi podmuch gorącego powietrza, pierwszego dnia zepsułem biletomat i ile czasu musiało minąć, żebym poczuł się choć odrobinę pewniej używając angielskiego. Jestem przekonany, że mój pierwszy tydzień po powrocie do Polski przeżyję w takim samym szoku i niedowierzaniu.

Może ten przeskok będzie złagodzony przez moją drugą pracę. Prawdopodobnie nie mogłem znaleźć w Stanach nic bardziej krakowskiego jak robienie precli (czyt. obwarzanków). Malarz, złota rączka, piekarz, kasjer, kucharz i lingwista od siedmiu boleści... CV będę drukował w postaci plakatów lub banerów reklamowych, bo zwykła kartka papieru okaże się niewystarczająca. Pozostaje mi tylko wykraść tajny przepis na ciasto i biznes w Polsce gotowy. Ba, nawet tipy się zdarzają! A jeśli tipów jest mało, to zawsze można obserwować całą chmarę Golden Retriver(ów) tresowanych do pomagania niepełnosprawnym. I tak przez 2 godziny po kolei jeden za drugim...

A po pracy chodziliśmy na kremó basen!

(zaktualizowane zdjęcia do ostatniego wpisu)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dzień 6

Dzień 2

Dzień 50 - 56