Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2016

Waszyngton i Nowy Jork (108 - 110)

Obraz
Poniedziałek Słońca za oknem powoli wstawało, a ja byłem świadomy, że przede mną jeszcze ostatnie dopakowywanie walizki i cztery loty w przeciągu czterech dni. Wizja błąkania się po lotniskach z 23-kilogramową walizką i 10-kilogramową torbą nie napawała optymizmem tak samo jak nieubłagany wylot z USA. Jedynym pocieszeniem było odwiedzenie dwóch miast, które od samego początku były na liście miejsc obowiązkowych do odwiedzenia: Waszyngton i Nowy Jork. Po schodach na górę, gdzie czekała już z kawą p. Wiesia, a ja byłem świadomy, że to nasza ostatnia poranna rozmowa. Siedzieliśmy z kubkami w dłoniach, śmialiśmy się i opowiadaliśmy historie z początku mojego pobytu w Stanach. Wtedy też chciałem uregulować wszystkie zaległe płatności, kiedy to usłyszałem odmowę. Dowiedziałem się, że nie zamierzają przyjąć ode mnie żadnych wrześniowych pieniędzy za mieszkanie ani za telefon jako prezent dla mni...

Ostatnie dni w Minneapolis (105 - 107)

Obraz
PIĄTEK Piątek musiał potoczyć się planowo. Ostatni dzień roboczy, w którym mogłem i chciałem załatwić jakiekolwiek formalne sprawy, które dalej trzymałyby mnie w Stanach. Sobota i niedziela przeznaczone były na totalne lenistwo, zwiedzanie i próbę pogodzenia się z wyjazdem do Polski. Pierwsza na liście była najbardziej kłopotliwa i frapująca rzecz, czyli pieniądze. Konkretniej mówiąc, chodziło o odwiedzenie jednego z oddziałów Bank of America, czyli banku w którym założone miałem konto i niepozostawienie żadnego śladu po moim pobycie w USA. W teorii wszystko miało pójść gładko i przyjemnie: spieniężenie ostatniego czeku, przelanie przewalutowanych na euro pieniędzy na polskie konto i zamknięcie konta. W praktyce jednak nic nie poszło po mojej myśli. Był piątek, a czek z ostatniego przepracowanego w Target Field tygodnia jeszcze nie doszedł, a spieniężenie go wymagało posiadania konta, co z kolei uniemożliwiło mi jego zamkn...

Dzień 96 - 104

Obraz
Seria intensywnych dni typu "czerp i próbuj co tylko się da".  NIEDZIELA Jeden z tych dni, kiedy miałem okazję chociaż przez chwilę zobaczyć się z pozostałymi domownikami. Oczywiście w te dni również nie ma mowy o spaniu ze względu na odgłosy jakie wydaje sufit w moim pokoju/podłoga w kuchni. Co mnie zaskoczyło na samym początku dnia, to plan pojechania na polską mszę, czyli coś czego nie doświadczyłem od początku pobytu w Stanach. Druga (trzecia) okazja może się nie powtórzyć, dlatego postanowiłem zabrać się razem z p. Wiesią i jeszcze raz spróbować spotkać się z księdzem, któremu zawdzięczam dach nad głową w Stanach. Wcześniej jednak udało mi się wyprosić szybkie strzyżenie, na które czekałem ponad 2 tygodnie. Dane:  - rozpoczęcie mszy - 11:30 - dystans - 15 km - wyjazd z domu - 11:25 Cóż, faktu że byliśmy spóźnieni chyba nie muszę opisywać, ale to co było zaskoczeniem to ilość a...