Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2017

Dzień 5

Obraz
Jedynym planowym punktem tego dnia było wyjście do Target Field i podpisanie ichniejszych dokumentów. Poza tym brak jakichkolwiek chęci do wstania z łóżka, a przynajmniej z kanapy z widokiem na bezchmurne niebo. Podobnie było ze znalezieniem motywacji do zrobienia sobie śniadania, szczególnie że powoli nie mogę narzekać na brak składników w lodówce, w której dawniej była tylko woda, napoje i masło. Standardowo wybór jednak padł na gofry z bitą śmietaną i owocami, które prawdopodobnie nie znudzą mi się, aż nie dostanę cukrzycy. Dział HR przyjmował nowych pracowników od poniedziałku do piątku od 10.00 do 14.00. Mail z początku czerwca mówił o stawieniu się w pracy pierwszego dnia roboczego po przylocie, co u mnie “przez przypadek” przeciągnęło się aż do trzeciego. Nieprzejęty tym wszystkim wyruszyłem w stronę Targetu po 12, przechodząc przez wiecznie remontowane Nicollet Avenue, a później w stronę stadionu czując rozpoznawalny z daleka zapach karmelizowanego po...

Dzień 4

Obraz
Poniedziałek - czas więc zacząć normalny tryb życia (a przynajmniej taki, który zbliżony jest do regularnego, kiedy to wszyscy są w pracy, a ja dalej mam kilka dni wolnego). Głównym punktem dnia miała być wizyta u Korsaków, czyli przekochanej polskiej rodziny u której mieszkałem w zeszłym roku.  Początkowo całe to spotkanie miało być jedną wielką niespodzianką, kiedy to znając ich adres pojawiam się pod drzwiami i bez żadnego wcześniejszego uprzedzenia przychodzę na kawę. Z tego też względu starałem się utrzymać w tajemnicy mój przyjazd do Stanów nie ogłaszając się z tym na żadnym z portali społecznościowych. Mimo wszystko niedzielne przemyślenia dały mi do myślenia, że takie rozwiązanie mogłoby być co najmniej niegrzeczne lub nietaktowne. Postanowiłem więc skontaktować się z panią Wiesią na instagramie i zapytać, o wolny termin na kawę. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać, bo już po 5 minutach dostałem zaproszenie na poniedziałkowe śniadanie do domu. Spacer...

Dzień 3

Obraz
Niedzielny poranek, śniadanie musiało więc być po Bożemu! Z tej okazji Filip postanowił iść na zakupy po jajka, bekon, gofry, bitą śmietanę i owoce. Do tej pory nie mogę przeboleć, że jeszcze tylu produktów nie ma w Polsce… Gofry gotowe w 2 minuty po wyjęciu z tostera to odkrycie na miarę druku. Śniadanie zjedzone, pochwały zebrane, czas na dokończenie własnych spraw, chwilę rozmowy i pożegnanie numer 2. Tym razem nawet nie staraliśmy przekonywać Scotta do zostania, bo obydwaj dobrze wiedzieliśmy, że w poniedziałek musi już być na miejscu w Bostonie, przewodząc Google’owemu spotkaniu. Tego dnia i ja zrezygnowałem z podróży na lotnisko, zostawiając go pod opieką kierowcy Ubera. Zdawałem sobie również sprawę z tego, że Joe dalej nie skończył swojego projektu do pracy, dlatego uzgodniliśmy 3-godzinny czas własny, po którym mieliśmy ruszyć (znowu) w stronę parku, a później pierwszy raz od mojego przyjazdu do Uptown na Food Truck Festival. Sam festiwal w Uptown nie był na...

Dzień 2

Obraz
Wczesna pobudka, szybki plan na śniadanie i wyjście na miasto. Tym razem zamiast resztek z kolacji razem ze Scottem, a jeszcze bez Joe który nocował u Tima, poszliśmy do kolejnej knajpy polecanej przez Google Maps – Hell’s Kitchen. Pierwsze wymarzone śniadanie w Stanach? Wybór był prosty: pancakes z bitą śmietaną, owocami i syropem klonowym. Potem wystarczyło przeturlać się do mieszkania i poczekać na Joe, żeby zaplanować resztę dnia, a przynajmniej jego najbliższe godziny, bo samolot Scotta startował o 13.30, co dawało nam nieco ponad dwie godziny wolnego czasu. Zdecydowaliśmy, że na czas pożegnania Joe zostanie w domu, żeby nadrobić zaległości w pracy, ze względu na pół dnia wolnego w czwartek i piątek, a ja pojadę ze Scottem na lotnisko, które kilka dni wcześniej było moim celem podróży. Od początku było po nim widać, jak bardzo chce zostać przynajmniej jeden dzień dłużej, ale hotel nie przyjmował bezpodstawnej zmiany rezerwacji pokoju, więc chcąc n...

Dzień 1

Obraz
Pobudka o 6.00 to pierwszy z objawów w jaki jet lag dawał się we znaki. Słońce za żaluzjami i rozświetlony pokój dawały jednak wrażenie, że obudziłem się przynajmniej po ósmej.  Tego dnia Joe prosto po pracy kierował się w stronę szpitala, a później do mieszkania Tima (przyjaciela), który przechodził właśnie zabieg chirurgicznego usuwania jedenastu całych i resztek zębów. Wiedziałem o tym już w Polsce, więc początkowo dzień zapowiadał się nudno i samotnie, do czasu kiedy niespodziewanie zobaczyłem na lotnisku Scotta, który przyleciał w drodze do Bostonu potowarzyszyć mi tego i następnego dnia. Ze względu na brak własnych zakupów na śniadanie szef kuchni polecał resztki z wczorajszej kolacji zapakowane do styropianowych pudełek. Ustalony na szybko plan dnia uwzględniał wyjście do Mall of America, a tam ekscytujące poszukiwanie skarpetek i koszulek dla Scotta, a dla mnie obiadu i deseru. Idąc pierwszy raz w tym roku pośród kilkunastu wieżowców nie czułem się a...

Dzień 0

Obraz
Przed wylotem Porównując oba wyjazdy do Stanów, z łatwością można stwierdzić, że sprawy wyglądały zupełnie inaczej już od samego początku - inne nastawienie, inne przeżycia, inny cel.  Ilość problemów przed problemów w tym roku to wyjazdem w 2016 i brak największą zauważalną różnicą. Znajomość miejsca do którego się jedzie, pewność mieszkania w którym będzie się przebywać przez 3 miesiące,  świadomość tego, że w każdej chwili mogę liczyć na pomoc tutejszych przyjaciół dają mi niewyobrażalną przewagę i komfort. A mimo to stres potrafił dać się we znaki. Strategia z ubiegłego roku, w której wszystkie emocje związane z wyjazdem zostały schowane głęboko we mnie i których starałem się nie wypuszczać na zewnątrz, nie mogła być zastosowana w tym roku. Ekscytacja, oczekiwanie, ciągłe rozmowy… tego nie dało się już ukryć, cieszyłem się tą podróżą jak cholera. Podróż Niespodziewanie udało mi się zasnąć w noc przed wylotem, mając w pamięci jak nieefektywne po...