Dzień 81 - 86

Zdjęcie smutne, ale prawdziwe. Jeszcze smutniejszy był mój tydzień. Poprzednią notkę skończyłem w momencie, kiedy zaczynało drapać mnie w gardle. Cóż, przeziębienie i tyle... dojdzie katar, a z nią masa zużytych chusteczek, ale przejdzie niezauważone w przeciągu kilku dni. Bardziej mylić się nie mogłem. Jeszcze tego dnia wsiadłem w autobus i wyruszyłem na stadion z coraz większymi obawami. Na stadionie, żeby chronić gardło przed jeszcze większym wysiłkiem udałem, że mam zapalenie strun głosowych, mówiąc wszystkim na około zachrypniętym głosem, że dzisiaj dla Was pracuję bez używania głosu. Nie spodziewałem się jednak, że będę czuł się na tyle źle, żeby nawet nie wytrzymać kilku godzin w pracy i wyjść wspólnie ze wszystkimi do domu. Dwie godziny to był mój limit. Wsiadłem do autobusu ledwo trzymając się na nogach, wszedłem do domu i położyłem się na łóżku przypominając zombie. Nie będę opisywał 3 dni agonii (anginy ropnej, której w porównaniu do anginy, nigdy nie miałem) w szcze...