Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2016

Dzień 81 - 86

Obraz
Zdjęcie smutne, ale prawdziwe. Jeszcze smutniejszy był mój tydzień. Poprzednią notkę skończyłem w momencie, kiedy zaczynało drapać mnie w gardle. Cóż, przeziębienie i tyle... dojdzie katar, a z nią masa zużytych chusteczek, ale przejdzie niezauważone w przeciągu kilku dni. Bardziej mylić się nie mogłem. Jeszcze tego dnia wsiadłem w autobus i wyruszyłem na stadion z coraz większymi obawami. Na stadionie, żeby chronić gardło przed jeszcze większym wysiłkiem udałem, że mam zapalenie strun głosowych, mówiąc wszystkim na około zachrypniętym głosem, że dzisiaj dla Was pracuję bez używania głosu. Nie spodziewałem się jednak, że będę czuł się na tyle źle, żeby nawet nie wytrzymać kilku godzin w pracy i wyjść wspólnie ze wszystkimi do domu. Dwie godziny to był mój limit. Wsiadłem do autobusu ledwo trzymając się na nogach, wszedłem do domu i położyłem się na łóżku przypominając zombie. Nie będę opisywał 3 dni agonii (anginy ropnej, której w porównaniu do anginy, nigdy nie miałem) w szcze...

Dzień 81 - 86

Obraz
Zdjęcie smutne, ale prawdziwe. Jeszcze smutniejszy był mój tydzień. Poprzednią notkę skończyłem w momencie, kiedy zaczynało drapać mnie w gardle. Cóż, przeziębienie i tyle... dojdzie katar, a z nią masa zużytych chusteczek, ale przejdzie niezauważone w przeciągu kilku dni. Bardziej mylić się nie mogłem. Jeszcze tego dnia wsiadłem w autobus i wyruszyłem na stadion z coraz większymi obawami. Na stadionie, żeby chronić gardło przed jeszcze większym wysiłkiem udałem, że mam zapalenie strun głosowych, mówiąc wszystkim na około zachrypniętym głosem, że dzisiaj dla Was pracuję bez używania głosu. Nie spodziewałem się jednak, że będę czuł się na tyle źle, żeby nawet nie wytrzymać kilku godzin w pracy i wyjść wspólnie ze wszystkimi do domu. Dwie godziny to był mój limit. Wsiadłem do autobusu ledwo trzymając się na nogach, wszedłem do domu i położyłem się na łóżku przypominając zombie. Nie będę opisywał 3 dni agonii (anginy ropnej, której w porównaniu do anginy, nigdy nie miałem) w szcze...

Dzień 73 - 80

Obraz
Przeglądając wrzucone przeze mnie zdjęcia, wychodzi na to, że jestem okazem zdrowia i stołuję się jak król. Cóż, nie będę nikogo wyprowadzał z błędu i wyjaśniał, jak jest naprawdę. Jedyne co mogę dodać, to że leżę w łóżku z bólem gardła i brakiem chęci do życia, patrząc na perspektywę braku posiadania ani jednego wolnego dnia przynajmniej do 11 września.  Mój plan żywieniowy w 100% uzależniony jest od mojego harmonogramu pracy: jeśli pracuję na stadionie: frytki, hamburger, stripsy; jeśli pracuję w galerii: precle, precle i jeszcze więcej precli. W zasadzie nie miałem ostatnio nawet okazji ugotowania obiadu. Na szczęście Amerykanie są mistrzami w produkowaniu mrożonek. Gotowy obiad z ziemniakami, sosem, mięsem i warzywami? Proszę bardzo. Gotowy krem z pomidorów z bazylią? Jest. Przez wygodę i lenistwo sprzedawanych jest masa gotowych warzyw i owoców, których nie trzeba myć i obierać, a wystarczy otworzyć opakowanie i voile. Ba, to co w Polsce nazy...

Dzień 65 - 72

Obraz
  Dwa z najbardziej reprezentacyjnych części Minneapolis to Nicollet Mall i Walker Art Center ze słynną rzeźbą łyżeczki z wisienką. Cóż, widocznie władze miasta dowiedziały się o moim przyjeździe i specjalnie dla mnie chciały wyremontować wszystko co tylko się da włącznie z dwoma wymienionymi miejscami. Niestety pech chciał, że dowiedzieli się o tym za późno i zakończenie prac planowane jest na lato 2017. Jedyne co teraz pozostaje to podziwianie robót i marsz na orientację omijając barierki raz z jednej, raz z drugiej strony. Mimo faktu, że dookoła wykopaliska, beton i góry ziemi to Minneapolis w dalszym ciągu jest jednym z najbardziej zielonych miast jakie kiedykolwiek widziałem. Rola parków, skwerów i jezior w Minnesocie to pierwszorzędna sprawa. Nawet wizualizacje Nicollet Mall pokazują, że po będąc otoczonym z dwóch stron wieżowcami można upchnąć dodatkową zieleń. W każdym zakamarku miasta i nawet mimo wszechobecnyc...

Dzień 62 - 64

Obraz
  Sztandarowym punktem każdych igrzysk jest ich uroczysta inauguracja. Nie inaczej miało być tym razem, kiedy to wszystko było przygotowane: paskudne, słodkie chipsy o smaku BBQ po lewej, paczka MM'sów po prawej i ostatnia butelka zimnego Żywca. Pora idealna - piątek 19:00 wieczorem. Fotel, telewizor, kanał 11, NBC i ruszamy... Niestety, nikt mi nie powiedział, że pierwszy "postój" nastąpi już po 5 minutach. 2-minutowa reklama i wracamy do gry... Na kolejnych 5 minut, żeby zobaczyć kolejnych 5 minut otwarcia igrzysk, i tak w kółko. Co najciekawsze, przerwa na reklamy nie oznaczała zatrzymania ceremonii na momencie, w którym została przerwana i puszczenie od tego też momentu, ale w trakcie każdych reklam igrzyska toczyły się swoim życiem, które nie zostało pokazane ze względu na wyprzedaż w salonie Mustanga lub smak nowego napoju gazowanego dla otyłych Amerykanów. Skutek? 20 minut okazało się moim limitem irytacji...  Cały c...

Dzień 61

Obraz
Dobrze, że nie muszę wpisywać do harmonogramu czasu na sen! Nie wiem też, co zrobię z nadmiarem wolnego czasu w weekend...